Piwo w naszej kulturze uważane jest za trunek z niższej półki – pospolity napój codzienny, do bezrefleksyjnego żłopania podczas grilla, czy przed telewizorem. Generalnie na ilość nie na jakość, byle było tanio, a dobrze, czyli mocno. Piwo z założenia ma dobrze ryć beret, a jego smak, czy aromat, o wyglądzie już nie wspominając, to często kwestia drugorzędna.
Gdy czasem trafię do knajpy z ofertą nieadresowaną do piwnych freaków, zazwyczaj czuję na sobie zastanawiające spojrzenia ludzi zdających się pytać: „na cholerę on tak ogląda i wącha to piwo?” No bo przecież piwo jest do picia, a nie do ciamkania i rozczulania się nad jego walorami smakowymi. Piwo jest od tego, by gadać przy nim, a nie o nim.
Cóż, sprawa wygląda jednak nieco inaczej. Piwo piwu nierówne. Jest mnóstwo piw, które znakomicie nadają się do chłeptania przy kiełbasie, lub chipsach, jest też sporo takich, które są idealnymi towarzyszami rozmów w pubie, czy na imprezie, ale są też takie, do których najlepiej podejść jak do dobrej whisky, czy kilkunastoletniego wina – przygasić światło, rozsiąść się w fotelu i delektować się powoli, zgłębiając bogactwo smaku.
Cała sztuka polega na dobraniu piwa do okazji, nastroju, pogody, a nawet pory dnia, czy roku, oraz zaserwowaniu go w odpowiedniej temperaturze. Warto zapamiętać sobie zasadę, że im wyższa temperatura na zewnątrz, tym lepsze będzie lżejsze piwo w niższej temperaturze (7-9°C), a im na dworze chłodniej, tym należy wybrać bardziej tęgie, w temperaturze pokojowej (13-16° C). W żadnym wypadku nie sprawdza się zasada „Dobre, bo zimne”, albo „dobre, byle jak najzimniejsze”. Powiedzenie, że nie ma nic gorszego niż ciepłe piwo, to najzwyklejszy w świecie mit.
Należy jednak odróżnić temperaturę spożywania od temperatury przechowywania. Najczęściej bywa tak, że przynosząc ciepłe piwo ze sklepu wrzucamy je do lodówki, czy (nie daj Boże!) do zamrażarki, po czym pijemy taki lodowy napój zaraz po wyjęciu. A powinno być zupełnie odwrotnie! Dobre piwo warto przechowywać w chłodzie, a na kilka chwil przed degustacją wyjąć je, pozwolić mu się ogrzać do pożądanej temperatury, a dopiero następnie otworzyć i przelać do odpowiedniego i odpowiednio umytego szkła. Podobnie w pubie, gdy dostaniemy piwo zbyt zimne (co niestety zdarza się nader często), zanim zagłębimy usta w jego toń, warto najpierw, otulając szkło dłońmi, doprowadzić do pożądanej temperatury. Dotyczy to przede wszystkim piw potężnych, mocnych i mocno aromatycznych. To jest wręcz niewiarygodne, jaka potrafi być różnica w odczuciu smaku np. porteru bałtyckiego, w zależności od tego, czy podamy go w temperaturze 7°C, czy 15°C. Warto zatem zawsze pić piwo niespiesznie, pozwolić mu się ogrzać, otworzyć, aby mogło zaoferować nam pełnię swoich możliwości.
Temperatura serwowania piwa jest niezwykle ważna, gdyż niewłaściwa potrafi całkowicie zaburzyć doznania, jakie dany trunek ze sobą niesie. Na szczęście coraz więcej producentów podaje na etykietach wartości, w jakich należy ich piwo serwować. Jak najbardziej polecam sugerować się tymi wskazówkami. (Może za wyjątkiem piw koncernowych, gdzie zazwyczaj podawana jest temperatura znacznie zaniżona).
Jeżeli takiej informacji nie ma, warto skorzystać z małej ściągawki, lub nabyć wiedzę, w jakich zakresach temperatur najlepiej spożywać piwo w danym stylu. Generalna zasada brzmi, że im piwo bardziej tęgie lub aromatyczne, tym wyższa powinna być jego temperatura serwowania.
Poniżej lista najbardziej znanych stylów wraz z zakresami temperatur ich serwowania:
Jak widać, wbrew pozorom i ogólnie przyjętym normom, niewiele piw, poza „Rubbish beers & lagers” (śmieciowe piwa i jasne eurolagery, tzw. koncerniaki), wymaga schłodzenia poniżej 8°C. Wiąże się to z tym, że im piwo zimniejsze, tym mniej intensywnie czuć jego smak, co w przypadku dobrych piw pozbawia nas ich walorów smakowych, natomiast w przypadku piw złych, niskiej jakości, doskonale maskuje wszelkie niedociągnięcia.
zdjęcie tytułowe: Stuart Barr (flickr.com CC)